2014-12-22

Tytułem wstępu - moje doświadczenie z dietą bezglutenową

Zakładam ten blog z zupełnie innych powodów niż stworzyłam pozostałe. Nie kieruje mną w tym momencie czysta chęć dzielenia się tym, co uważam za zdrowe, słuszne czy ciekawe. Z konieczności muszę powrócić do diety całkowicie bezglutenowej i chcę, aby pisanie tutaj mnie utwierdzało w systematycznej eliminacji z życia glutenu. Żyjąc w czasach robotów kuchennych i nieograniczonego importu, można sięgać w kuchni po produkty dowolnego rodzaju oraz dowolnej formy i konsystencji. Jednak nie zawsze tak było. Kiedy po urodzeniu wykryto u mnie celiakię - chorobę ostrej alergii i niezdolności do trawienia glutenu (składnika pszenicy i orkiszu, a także innych zbóż glutenowych: jęczmienia, żyta), musiałam przejść na restrykcyjną dietę bezglutenową. W tamtych czasach kupienie certyfikowanej kaszki bezglutenowej dla małego dziecka oznaczało zakupy za zachodnią granicą. Otrzymanie bezglutenowego chleba graniczyło z cudem. Nie było internetu ani przepisów ułatwiających życie. A najmniejsza drobina glutenu ("śladowe ilości") doprowadzała do nieludzkiego bólu brzucha. Teraz jest łatwiej. Jest informacja, są marki i producenci dla osób z celiakią. I co mnie bawi najbardziej - powszechna moda na "glutenfree". Kiedy ktoś częstuje mnie ciasteczkiem, a ja spytam, czy zawiera gluten, zaraz padają pytania, czy jestem weganką i czy interesuję się kuchnią alternatywną. Ze względu na modę, nie ma świadomości istnienia osób, które nie mogą jeść pszenicy.

Mając lat naście, odstąpiłam od restrykcji. Z jakiegoś powodu mój organizm przestał reagować alergicznie. W badaniach krwi czynnik wykazujący celiakię spadł o jakieś 80%. W związku z tym przestałam się kwalifikować do zasiłku dla osób częściowo niepełnosprawnych - taki zasiłek był wydawany (nie wiem, jak teraz) dla dzieci z celiakią na podstawie wyników krwi i oświadczenia lekarza-gastrologa oraz lekarza-psychologa (który... miał stwierdzić, czy nie udaję... czy nie udaję choroby celiaktycznej po to, aby wyłudzić zasiłek... pamiętam, że spotkanie z psycholog było traumatyczne - potrafiła zadać 5-letniemu dziecku pytanie, po co mi te pieniądze; dla rozeznania wspomnę, że certyfikowany bezglutenowy chleb bez żadnych "śladowych ilości" glutenu kosztuje około 10zł za bochenek... a w tamtych czasach był to główny sposób uniknięcia glutenu - proste i łopatologiczne zamienniki, zamiast poszukiwania nowych rozwiązań kulinarnych). W tym momencie sytuacja stała się bardzo trudna i moi rodzice uznali, że skoro według badań już nie mam celiakii, to mogę przejść na normalną, "tańszą i łatwiejszą" dietę glutenową.

Negatywne efekty tamtej decyzji docierają do mnie dopiero teraz. Lekarze sugerowali mi wielokrotnie, że nie powinnam ulegać przekonaniu, że celiakia mija. To jest alergia, która nie znika. Mój organizm nieustannie stymulowany przez niewielkie dawki alergenu doprowadził się do ciężkiego stanu. Chociaż nigdy nie zostałam fanką chleba, ponieważ w dzieciństwie jego smaku nie skojarzono mi z niczym świetnym - to jednak w okresie studiów, kiedy byłam niezwykle zajęta i z trudem nadążałam za obowiązkami na dwóch kierunkach dziennych - gluten stał się moim głównym posiłkiem. Makaron z pesto, zupki chińskie, tosty z serem - wszystko to, co należy do fast food i do rzeczy szczególnie niezdrowych, sycących w sztuczny sposób. Odkąd skończyłam studia, minęło półtora roku. Z dnia na dzień coraz bardziej odchodzę od pszenicy. Zwłaszcza, że odmiany stosowane w przemyśle brytyjskim (mieszkam w UK) są modyfikowane, tj. mają znacznie wyższą zawartość glutenu niż pszenica, do której przyzwyczaiłam się w Polsce. Mam nadzieję, że uda mi się powrócić do życia bez glutenu i do stanu zdrowia. A przede wszystkim, przygotować się na bezpieczną ciążę w przyszłości. W organizmie matki, która ma uczulenie na gluten, nie może znajdować się w trakcie ciąży żadna ilość glutenu, ponieważ istnieje wysokie ryzyko, że dziecko urodzi się z taką samą nietolerancją. Tak przynajmniej powiedział mi lekarz rodzinny, parę lat temu. Wiem natomiast jedno: nikomu nie życzę życia z nietolerancją glutenu, ponieważ celiakia to choroba wywołująca ból nie do wytrzymania. A z nieuzasadnionym bólem najtrudniej jest się zmierzyć i chociaż może on sporo nauczyć, to myślę, że zwykłe życie zawiera wystarczająco tego typu bodźców.

Pozdrawiam wszystkich celiaktyków...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz